niedziela, 9 czerwca 2013

Szkoła z moich dziecięcych lat



Kiedy miałam 10 lat dzieci do szkoły chodziły w granatowych fartuszkach. Każdy fartuszek miał biały kołnierzyk i przyszytą tarczę z nazwą szkoły. Moja klasa mieściła się na piętrze w obecnym budynku SP nr 11. W każdej izbie klasowej na drewnianej podłodze stały drewniane ławki z kałamarzami, w których był atrament. Na ścianie na linkach wisiały dwie tablice  oraz wieszaki na ubrania – nie było szatni. Stał również kaflowy piec, w którym pan Kop w okresie zimowym palił, aby uczniom było ciepło. Raz w tygodniu o godzinie 7.45 odbywał się apel, który zaczynał się piosenką:

„Ósma już godzina, lekcja się zaczyna, sza, sza, cicho już.”                                      

 Podczas apelu pan dyrektor przekazywał uczniom wiadomości z całego tygodnia, zarówno dobre, jak i te złe. Lekcja, tak jak obecnie, też trwała 45 minut. Potem była przerwa, w czasie której można było zjeść drugie śniadanie, porozmawiać z nauczycielami lub skorzystać z WC, które znajdowało się poza budynkiem szkoły, na zewnątrz. Czas przerwy ogłaszał pan woźny mosiężnym dzwonkiem na drewnianej rączce. Każdy uczeń, który chciał zadzwonić na lekcje, czekał koło drzwi pokoju nauczycielskiego. Zdarzało się tak, że o odpowiedniej godzinie nauczyciele wybierali jednego „szczęśliwca”, który dostawał do ręki dzwonek. Wtedy chodził po korytarzach szkolnych i oznajmiał koniec przerwy. Każdy z nas chciał dostąpić tego zaszczytu, a gdy już to się stało, czuł się doceniony, wyróżniony i miał z tego duuuużo radości. W zeszytach pisaliśmy najpierw ołówkami kółeczka i laseczki, później metalowymi stalówkami i atramentem, który bardzo często nam spadał na kartki zeszytu i robił na nich kleksy. Nie mieliśmy tylu pomocy dydaktycznych co obecnie, nie było tylu kółek zainteresowań, tylu wycieczek, a mimo to, każdy z nas do szkoły chodził z potrzeby ducha, serca i chęci poznawania czegoś nowego. Każdy z nas wiedział, że wiedza to „majątek”, którego nikt nam nie odbierze, „majątek”, który pozwoli nam przeżyć godnie całe życie i zrozumieć świat. A do tego jeszcze wspomnienia, przyjaźnie, które pozostały do dzisiaj. Dlatego korzystajcie z chwili, bawcie się i uczcie, a na starość będziecie mieli co wspominać. Oby Wasze wspomina były tak miłe i niezwykłe jak moje ze szkolnych lat.

Wspomnienia swojej mamy Danusi 
spisała Agata Niemiec







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz