z Radosławem Domańskim rozmawia jego syn Szymon
Szymon:
Tato! Minęło już ponad 20 lat odkąd skończyłeś szkołę podstawową. Jak wtedy
wyglądała nauka?
Tata:
Całkiem inaczej. W szkole podstawowej uczyliśmy się przez 8 lat. Chodziliśmy
wtedy w granatowych fartuszkach z przyszytą tarczą, na której był numer szkoły
i nazwisko patrona. W każdy piątek o 7.30 odbywały się apele, które rozpoczynał
hymn szkoły, brzmiało to mniej więcej tak: „Szkoło kochana, jasna i czysta.
Drugi nasz domu i druhu nasz…” Młodsi uczniowie musieli należeć do Zuchów, a
starsi do ZHP. Pamiętam dwa nazwiska druhów drużynowych: pani Fajer i pan Kozerski.
Sz.:
W jakich salach odbywały się Twoje lekcje, tato?
T.:
Przez 8 lat uczyłem się we wszystkich salach. Najwięcej jednak w sali języka
polskiego, mieszczącej się wówczas na piętrze „nowego” budynku. Opiekunem tej
sali była polonistka, a zarazem moja wychowawczyni, pani Maria Świniarska.
Sz.:
Jeśli mowa o nauczycielach, których z nich wspominasz najczęściej?
T.: Oczywiście
pierwsze miejsce zajmuje pani Świniarska, ale w pamięci został pan Wochal -
nauczyciel biologii, pan Liwoch - nauczyciel fizyki, pani Kustal, która uczyła
historii, pani Złotkowska od ZPT…
Sz.:
ZPT?!
T.: Tak,
był kiedyś taki przedmiot! Zajęcia praktyczno-techniczne. Każdy w swojej
karierze szkolnej zrobił karmnik dla ptaków, potrafił robić na drutach,
przyszywać guziki, robić na szydełku, zrobić kanapki.
Sz.:
Brzmi to teraz dość zabawnie!
T.: Zabawnych
było wiele rzeczy: obowiązkowe manifestacje
pierwszomajowe z okazji Święta Pracy, prace społeczne… Pani od historii
zasypiała na lekcjach. Nagrodę „Złotych Ust” przyznałbym jednej z kucharek za
tekst: „Uciekaj, ni ma dokładek”. Większość dni z „jedenastki” wspominam miło.
Sz.:
A co się działo po szkole?
T.:
Nie było „po szkole”. Po lekcjach większość uczniów zostawała na kołach
zainteresowań. Było koło modelarskie, na które ja bardzo chętnie uczęszczałem,
koło muzyczne, teatralne, fotograficzne- jak wiesz to też moja pasja, zatem
było w czym wybierać. Niektórzy zostawali
w tak zwanej „kozie” za nieprzygotowanie się do lekcji. Szkoła nie
milkła też w święta- do historii przeszedł wspaniały festyn z okazji Dnia
Dziecka.
Sz.:
Rzeczywiście w „Twojej” szkole było trochę inaczej niż dzisiaj, my mamy więcej
swobody. Bardzo dziękuję za te ciekawe informacje, podzielę się nimi z
kolegami.
Szymon Domański (przedruk artykułu z 2009 r.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz