niedziela, 9 czerwca 2013

O dzieciństwie w Szkole Podstawowej nr 11

z Radosławem Domańskim rozmawia jego syn Szymon

Szymon: Tato! Minęło już ponad 20 lat odkąd skończyłeś szkołę podstawową. Jak wtedy wyglądała nauka?
Tata: Całkiem inaczej. W szkole podstawowej uczyliśmy się przez 8 lat. Chodziliśmy wtedy w granatowych fartuszkach z przyszytą tarczą, na której był numer szkoły i nazwisko patrona. W każdy piątek o 7.30 odbywały się apele, które rozpoczynał hymn szkoły, brzmiało to mniej więcej tak: „Szkoło kochana, jasna i czysta. Drugi nasz domu i druhu nasz…” Młodsi uczniowie musieli należeć do Zuchów, a starsi do ZHP. Pamiętam dwa nazwiska druhów drużynowych: pani Fajer i pan Kozerski.
Sz.: W jakich salach odbywały się Twoje lekcje, tato?
T.: Przez 8 lat uczyłem się we wszystkich salach. Najwięcej jednak w sali języka polskiego, mieszczącej się wówczas na piętrze „nowego” budynku. Opiekunem tej sali była polonistka, a zarazem moja wychowawczyni, pani Maria Świniarska.
Sz.: Jeśli mowa o nauczycielach, których z nich wspominasz najczęściej?
T.: Oczywiście pierwsze miejsce zajmuje pani Świniarska, ale w pamięci został pan Wochal - nauczyciel biologii, pan Liwoch - nauczyciel fizyki, pani Kustal, która uczyła historii, pani Złotkowska od ZPT…
Sz.: ZPT?!
T.: Tak, był kiedyś taki przedmiot! Zajęcia praktyczno-techniczne. Każdy w swojej karierze szkolnej zrobił karmnik dla ptaków, potrafił robić na drutach, przyszywać guziki, robić na szydełku, zrobić kanapki.
Sz.: Brzmi to teraz dość zabawnie!
T.: Zabawnych było wiele rzeczy: obowiązkowe manifestacje  pierwszomajowe z okazji Święta Pracy, prace społeczne… Pani od historii zasypiała na lekcjach. Nagrodę „Złotych Ust” przyznałbym jednej z kucharek za tekst: „Uciekaj, ni ma dokładek”. Większość dni z „jedenastki” wspominam miło.
Sz.: A co się działo po szkole?
T.: Nie było „po szkole”. Po lekcjach większość uczniów zostawała na kołach zainteresowań. Było koło modelarskie, na które ja bardzo chętnie uczęszczałem, koło muzyczne, teatralne, fotograficzne- jak wiesz to też moja pasja, zatem było w czym wybierać. Niektórzy zostawali  w tak zwanej „kozie” za nieprzygotowanie się do lekcji. Szkoła nie milkła też w święta- do historii przeszedł wspaniały festyn z okazji Dnia Dziecka.
Sz.: Rzeczywiście w „Twojej” szkole było trochę inaczej niż dzisiaj, my mamy więcej swobody. Bardzo dziękuję za te ciekawe informacje, podzielę się nimi z kolegami.

Szymon Domański (przedruk artykułu z 2009 r.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz